czwartek, 1 listopada 2012

Orly - Stone Cold

Witajcie! :)
Wreszcie lakier, który potulnie czekał na swoje wypróbowanie od bardzo dawna. Orly - Stone Cold. Pewnie nie jedna z Was go zna, bo z tego co się orientuję, nie jest to taka całkiem nowość.

U mnie jest to niewątpliwie miłość od pierwszego pomalowania. Lakier jest żywy, mieniący się milionami drobinek (glassfleck) i trudno na nim nie zawiesić oka. Schnie dość szybko. Jedyna wada i to poważna, to fakt, że lakier strasznie szybko się ściera. :/ Już po nocy miałam widoczne końcówki, tak jakbym lakier nosiła przynajmniej dwa dni, chyba, że to wina Seche Vite. Ale lakiery tego typu chyba tak mają, prawda? Tak czy siak, to cudo jest wspaniałe! Stwierdziłam, że poświęcę mu więcej czasu, dlatego narobiłam dużo zdjęć. Dwie warstwy + top coat. Enjoy!







Może zauważyłyście - stwierdziłam, że czas na zmiany, dlatego inaczej wypiłowałam paznokcie - na okrągło. Może w przyszłości będę je piłować bardziej na kształt migdałów.
Co sądzicie? :)

9 komentarzy:

  1. Piękny! I bardzo lubię jego nazwę, która kojarzy mi się muzycznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jest boski :) zdecydowanie jestem za migdałkami

    OdpowiedzUsuń
  3. Przecudowny kolor zakochałam się w nim, chętnie zobaczę u Ciebie migdały :)

    OdpowiedzUsuń
  4. o rety, szukam od jakiegoś czasu ładnych, granatowo-kobaltowych glassflecków i właśnie je znalazłam! boski lakier :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny kolor... :) A migdałki też bardzo ładne. Masz dość długą płytkę, więc wyglądają bardzo estetycznie i dziewczęco:)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za Twój komentarz. Jest dla mnie bardzo cenny, bo mobilizuje do dalszego wymyślania wzorków i dodaje otuchy gdy weny brak (a to też się zdarza).

Odwiedź mnie znowu :)